piątek, 22 sierpnia 2008

Spokój duszy



Już od poniedziałku jestem znów we Wrocławiu. Tydzień spędzony w towarzystwie najbliższych z OGC zwanego Opera Gospel Chair dał mi wiele energii by sprostać codziennym problemom. Przede wszystkim musiałam w końcu ugryźć drażliwy temat mieszkania - mieliśmy szukać czegoś nowego z przymusu, ale ceny na rynku i w ogóle ilość ofert skutecznie ściągały mnie w dół. Wczoraj jednak dowiedziałam się, iż nie musimy niczego szukać, przynajmniej przez jakiś jeszcze czas. Wiadomość przednia, gdyż na Estońskiej mieszka mi się przewspaniale i było mi bardzo smutno gdy okazało się, iż czas się pożegnać z obecnym miejscem zamieszkania. Jestem więc spokojniejsza i kamień spadł mi z serca :)

Z chórem spędziłam czas przednio. Tak, przyznaję się, iż nie stroniłam od alkoholu, ale urlop to urlop i nie żałuję, a przynajmniej teraz mnie nie ciągnie hi hi. Ten wyjazd to nie było zwyczajne koncertowanie. To było spełnienie marzeń.
Pierwszym z nich było miasto Iława. Nie wiem skąd to się wzięło, ale od zawsze ta nazwa mi coś mówiła. Potem była moja pierwsza miłość - urodzona właśnie w Iławie. Te wydarzenia sprawiły, iż bardzo chciałam to miasto odwiedzić. Najpierw miała mnie tam zabrać przyjaciółka z Warszawy, urodzona w Ostródzie, Ania. Jednak życie napisało inny scenariusz i nie udało nam się wygospodarować wystarczającej ilości czasu i do wyjazdu nie doszło. Później w drodze na pomorze mijałam Iławę, ale widziałam tylko malutki budynek stacji kolejowej. Rok temu mieliśmy pierwszy raz odwiedzić Iławę w ramach Festiwalu Jazzu Tradycyjnego Złota Tarka. Z różnych przyczyn nie doszło to do skutku. I tak, po ponad 5 latach starań udało mi się tam dotrzeć. Najpierw koncert w Brodnicy i po nim od razu na noclego do Iławy.


Noclegi mieliśmy w Restauracji Leśnej nad samym Jeziorakiem.


Było późno, ale nie mogliśmy przegapić balu jazzowego w restauracji Yellow. Poszliśmy w ciemno i udało się trafić. W mieście zakochałam się od pierwszego wejrzenia! Tyle zieleni, romantyczna droga wzdłuż mniejszego Jezioraka przeniosła mnie w świat, który tak uwielbiam - marzeń i snów... Tak, było wspaniale.


Bal Jazzowy również mnie zaskoczył. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś takiego - ludzie tańczyli na ulicy do jazzu! To sie na co dzień nie zdarza!

Następnego dnia rano msza jazzowa z Panem Sadowskim - nowe przeżycie, gdyż pierwszy raz miałam okazję obserwować wiernych synchronicznie wykonujących znak krzyża i modlących się! Uwierzcie mi, z drugiej strony ołtarza wygląda to po prostu niesamowicie!


A wieczorem nasz koncert w kościółku obok amfiteatru.
To był najpiękniejszy koncert w całej historii Opole Gospel Choir! publiczność przewspaniała! Łzy same cisnęły się do oczu...

Do Iławy na pewno jeszcze wrócę. Kawałek mojego serca już od dawna tam jest...

Następne 4 dni to słodkie lenistwo w Osieku. Na taki urlop czekałam od kilku lat. Śpiewy, ogniska, spacerki (do sklepu chociażby;) a to wszystko w gronie najbliższych! Do dziś słyszę w środku voice Chaka Khan i Gospel, i te słowa skierowane do tego, dzięki, któremu ten wyjazd był możliwy, dodają mi sił codziennie.
Cały pobyt zakończył koncert w kościółku w Osieku.
I tak powróciłam do Wrocławia, mojego spokojnego miasta, w którym czuję się bezpiecznie. Tak jak sobie mówiłam, wszystko układa się pomyślnie. W duszy grają wciąż piękne dźwięki i kolory tego lata. W Osieku spadło wiele gwiazd, każda niosła ze sobą nasze życzenia. Niektóre już się spełniają a na inne przyjdzie odpowiedni czas...

Daydream