środa, 30 kwietnia 2008

Majówka i Słowacja

Dziś ostatni dzień w pracy ponieważ z powodu wyjazdu niedzielnego wolny mam 2 maja :) Ten dzień planuję poświęcić na wykonanie od dawna odkładanych spraw - umówiłam się w byłej szkole na odbiór dokumentów, planuję wycieczkę do okolicznego ZUSu po wnioski o nową książeczkę ubezpieczeniową, umówiłam wizytę u lekarza. Jestem z siebie dumna, ponieważ zabieram się za to wszystko od ponad pół roku.
Jutro pierwszy dzień maja. Na rynku planowane jest bicie rekordu Guinnessa w grze na gitarze utworu Hey Joe. Chciałabym się wybrać jednak wszystko zależy od stanu mojego zdrowia. Od kilku dni mam problemy alergiczne (chyba - na to wskazują objawy) a dziś miałam przymusową wizytę u okulisty z powodu zapalenia spojówek... Nie wyglądam więc zbyt imponująco, ale mam nadzieję, że szybka reakcja na objawy pozwoli mi szybko z tego wyjść. Widziałam Mary jak miała oba oczka przekrwione i uwierzcie mi - ja tak nie chcę ;)
A więc jutro ryneczek może a potem odpoczynek, w piątek mała bieganina, sobota full relax a w niedzielę podróż. Bilety do Bratysławy już kupione, podróż z dwoma przesiadkami zajmie mi cały dzień. Potem 3 dni na miejscu (praca 8h a reszta zwiedzanie).
Troszkę szkoda, że Michał B. załatwił nam Koncert Rosyjski na 8go maja bo ja dopiero tego dnia wracam ze Słowacji i ktoś musi mnie zastąpić. Ale wierzę, że będzie dobrze. i na plakatach będzie moje nazwisko ;)
Zdam raport po powrocie ze Słowacji, a cały czas będę mieć dostęp do internetu - możecie więc swobodnie się ze mną kontaktować
:)
Asia

wtorek, 22 kwietnia 2008

Aktywny weekend!

I znów zamiast odpocząć spożytkowałam nagromadzoną przez tydzień energię!
W piątek po małych spięciach pojechałam z Nathanem (mój brat) do domku rodzinnego i na spokojnie zakończyłam dzień przy filmach poruszających i dających do myślenia... Wstałam wcześnie w sobotę by spędzić trochę czasu z rodzicami. Wspólne zakupy i obiadek a później - chill out przy LECHu (ostatnio bardzo tą czynność lubię).
Nie każdy wie, że słucham bardzo różnej muzyki, czasem nawet bardzo ciężkiej. Tym razem mój kochany brat zaserwował mi KAT'a. Koncert miał miejsce w Rock Star Club'ie (www.rockstarclub.pl) w naszej rodzinnej wiosce jaką jest Kotórz Mały :) Tylu ludzi w tym miejscu jeszcze nie widziałam! Naprawdę udany koncert. Przyjechał stary wokalista tej grupy ku uciesze publiki. Biorąc pod uwagę fakt, że piłam od 14 to koniec imprezy po 23 był wręcz wskazany... Gdy wracaliśmy do domu okazało się, że tuż przy naszej bramie wjazdowej wydarzył się wypadek - pijany kierowca potrącił rowerzystę! Piszę to ku przestrodze, pijesz? NIE WSIADAJ ZA KIEROWNICĘ!
A to ja i mój tatuś na koncercie ;)



Niedziela. Pobudka wcześnie gdyż o 11 mieliśmy próbę Opole Gospel Choir. Wiedziałam, że nie wyglądam zbyt dobrze a bateria wcale nie zdążyła się naładować jednak o dziwo wokalnie byłam w całkiem dobrej formie ;)
Po próbie szybki ruch w stronę dworca gdyż wraz z Mary wybierałyśmy się na koncert Natalii Kukulskiej. Gdy dotarliśmy do Wrocławia miałam ochotę po prostu położyć się i zasnąć. Ale bilety były już kupione a ja bardzo byłam ciekawa tego koncertu. Ruszyłyśmy więc.



Do Alibi dotarłyśmy na czas - przed 19.00. Natalia miała próbę jeszcze i wyszła wraz z zespołem bocznym wyjściem. Zrozumiałam więc, że teraz pewnie jadą do hotelu a my tu musimy czekać jakąś godzinę... Nie pomyliłam się. Miałyśmy za to rewelacyjne miejsce zaraz obok sceny. Po ponad 1,5 godziny słuchania klubowej muzy i popijania Red Bull'a gwiazdy weszły na scenę :)



Warto było czekać. Koncert dopracowany w najdrobniejszym szczególe. Oświetlenie, wizualizacje itp to nic w porównaniu do profesjonalizmu muzyków. Świetne chórki - Emilia Alma i Nic Sinclair. A Natalia po prostu wspaniała. Oczywiście przebieranie się również było :) Wszyscy cały czas w ruchu, czyste dźwięki. Czuć było, że bawią się muzyką i ta pozytywna energia przeszła na publikę :)



Kto nie był, może żałować! Polecam płytę Sexi Flexi!

niedziela, 13 kwietnia 2008

Mietek Szcześniak in concert :)

Kolejny dzień i kolejne atrakcje :)
Ten koncert przypadkiem wypatrzyłyśmy na plakacie wracając z Warszawy tydzień temu. To była część Chrześcijańskiego Tygodnia Społecznego.



Podjechałyśmy autobusem w okolice Wyspy Piaskowej i spacerkiem ruszyłyśmy w stronę kościoła, w którym miał odbyć się koncert. Na wyspie byłam pierwszy raz i muszę powiedzieć, że miejsce naprawdę urocze.

Na tym zdjęciu akurat widok z Katedry, ale piękno okolicy jest zawarte :)

Na koncert przyszło niewielu ludzi i początek był dość spokojny. Mietek, z którym mieliśmy (OGC) okazję współpracować w ramach ostatniego Festiwalu Opolskiego, nic się nie zmienił, tak samo jak Paweł, klawiszowiec, do którego zawsze jakaś sympatia zostanie.
Było dużo numerów spokojnych, kilka znanych i mam wrażenie, że nie tylko my byliśmy śpiewającymi widzami gdyż cały kościół rozbrzmiewał pieśnią.
Oczywiście doczekaliśmy się bisu, słynny numer "Kiedyś" (Michał B miał powody do radości).
Wrażenia po koncercie - bardzo pozytywne.
Polecam odwiedzenie stron Mietka:

http://mieczyslawszczesniak.pl/

MySpace URL:

http://www.myspace.com/szczesniakmiecz

czwartek, 10 kwietnia 2008

Alive, Sticky Hands and Michal B


Wczoraj wybrałyśmy się z Mary w okolice Teatru Polskiego na koncert wyjątkowy i szczególny. Michał B miał gościnnie wystąpić w koncercie chłopców towarzyszącym nam w projekcie Koncert Rosyjski. Nazywają się Sticky Hands, a że się dawno nie widzieliśmy to z chęcią wybrałam się by pierwszy raz posłuchać ich twórczości. Szukałyśmy chwilkę, okazało się, że klub ALIVE znajduje się nieopodal placu Zielińskiego. Na wejściu spotkała nas niespodzianka w postaci pana biletera i zmuszone byłyśmy zakupić piwo przy barze za wejściówkę ;) No nic, piwko było dobre!
Klub bardzo klimatyczny, dwie sale i ładne dekoracje (szczególnie te pod sufitem).
Koncert miał niewielką obsuwę więc spokojnie pobawiłyśmy się do ciekawych rytmów. Okazało się, że chłopcy wymiatają nieźle. Wielkim zaskoczeniem był dla mnie Krzysiek, który wspaniałe solówki na gitarze pokazał.


Powrót do domu był sprawny a wieczór przyjemny. Zdążyłyśmy jeszcze obejrzeć You Can Dance na TVN i spokojnie położyłyśmy się spać :)



A reszta to piękny sen....


wtorek, 8 kwietnia 2008

Szaleństwa małe i WIELKIE





Na ostatni weekend planowałyśmy z Mary mały wypad na malutkie szaleństwo do Warszawy. To prawda, nieczęsto wychodzimy ostatnimi czasy gdziekolwiek we Wrocławiu i jest to jeden z powodów, dla których zaplanowałyśmy tą eskapadę. W piątkowy wieczór nie myślałam nawet, że czeka mnie tyle wrażeń. Nie raz już byłam w Wwie i ten wyjazd miał mi podpowiedzieć, czy chciałabym tam wrócić. Zastanawiałam się ostatnio, czy po latach nie powrócić do starej stolicy, za pracą. A że z odległości myśli się inaczej to najlepszym sposobem jest wyjazd do miejsca przeznaczenia.
NA dworcu byłyśmy jakąś godzinę przed czasem (pociąg 00.05) i spokojnie zajadałyśmy rewelacyjny zestaw McDonalds (i frytki do tego) i piętnaście minut przed odjazdem ruszyłyśmy na peron. Po prawej stronie stał już pociąg jadący do Gdyni a nasz miał być podstawiony po przeciwnej stronie. Po chwili zapowiedziano nasz środek transportu. Skład był niesamowicie długi więc ruszyłyśmy w kierunku czoła pociągu w poszukiwaniu wolnych miejsc. Mary zauważyła parę staruszków i ten przedział wybrałyśmy. No Państwo byli specyficzni... W przedziale było dla Pana za zimno (temperatura pokojowa powietrza) a Pani krzyczała na Pana, że ma uważać jak stawia nogi bo ją zaraz przecież pokopie! (śliczne kapcie na stopach - Jacyków byłby dumny).
Siedziałam już spokojnie szykując się do snu (buty zdjęte, słuchawki na uszach) a pociąg ruszył powolutku w stronę przeciwną niż nasza, po czym wrócił na pierwotne miejsce. Mary na chwilę wyszła z przedziału i po jakichś 3 minutach usłyszałam: "Asia, szybko, chodź! To nie nasz pociąg!". Zerwałam się, nie wiem jak włożyłam buty i pobiegłam za znikającą już Mary, która zdążyła mi jeszcze krzyknąć, że to jest pociąg do Gdyni! Szanowni Państwo z przedziału pożegnali się słowami: "No tak, no przecież do Gdyni..."
Okazało się, że część pociągu była odczepiana jako osobny skład do Wwy a my siedząc na początku zostałyśmy w części do Gdyni... (no coments needed)
Dalsza część podróży minęła spokojnie, przynajmniej dla mnie gdyż do Mary pewien Pan nie umiał zachować dystansu (o czym dowiedziałam się dopiero rano). Wysiadłyśmy na centralnym przed 7 rano a na dworcu czekał już na nas kochany Bastek. Dzięki niemu bez problemu dostałyśmy się na Ursynów, gdzie z Belą, Bastkiem właśnie i Lando miałyśmy świętować wolny weekend :)
Podróż trzeba było odespać więc wstaliśmy przed 12... Przebudziłam się i zobaczyłam anielską twarz Beli, która szykowała już kawusię.. Ach, co ja bym bez tych moich przyjaciół zrobiła.. Bastek za to sporządził przepyszną jajecznicę co dało nam siły na cały dzień.
Następnym punktem programu był spacer Nowym Światem i starówką. W okolicach Foksalu Mary wypatrzyła pana Wesołowskiego z "Na Wspólnej". Niewzruszone poszłyśmy dalej. Spodobała nam się boczna uliczka starówki i nie omieszkałyśmy pocykać tam kilku zdjęć :)


















Chciałam odwiedzić moją koleżankę z radia, Dorotkę, zaszłyśmy więc na Nowe Miasto. Poznałam tam Elizę, która jak się okazało poszukuje pracowników do wytwórni płytowej. Otrzymałam propozycję pracy i stanęłam przed realną możliwością powrotu do Warszawy. Nie spodziewałam się tego i naprawdę podniosło to mój poziom adrenaliny. Podejmowanie decyzji pozostawiłam sobie jednak na czas po weekendzie gdyż ze starówki musiałyśmy szybko dostać się w okolice Pl. Trzech Krzyży, gdzie w Studio Buffo o 16.00 miał się odbyć pokaz musicalu Metro.



Nigdy nie widziałam nawet nagrania z tego musicalu (aż wstyd się przyznać, ale to prawda). Bilety kupiłyśmy wcześniej więc teraz po prostu weszłyśmy i kontemplowałyśmy stare, trzaskające krzesełka.. W Buffo grają moi starzy znajomi ze Studia Piosenki - Ela i Rafał. Zastanawiałam się, czy teraz też ich uda się zobaczyć. Nie zawiodłam się. Rafi grał główną rolę a Ela niemal cały czas była na scenie. Całość zrobiła na mnie ogromne wrażenie - zarówno wokalnie jak i tanecznie. WSZYSTKIM polecam ten musical!



Emocje były wielkie również po wyjściu z teatru. Przechodząc obok hotelu Sheraton minęłyśmy... Kubę Wojewódzkiego. To już druga znana osoba zobaczona w ten dzień ;) Ale to nie koniec. Parę kroków dalej na pasach minęłyśmy się właśnie z Jacykowem! Hmm, tak spojrzał na buty Mary, że pewnie trochę czasu spędził na oburzaniu się... ;)
Dalsza część dnia upłynęła dość szybko - powrót na Ursynów metrem (z Metra do metra by podtrzymać nastrój), krótki przystanek w monopolowym. Bela czekała już z obiadkiem i po takim daniu pić można było dowolne ilości alkoholu bez obaw ;) Dojechała do nas Martusia i Becia Guzik. Dwie buteleczki zniknęły przy swobodnych rozmowach i nie tracąc ani chwili ruszyłyśmy na miasto. Śpiewy w metrze i po wyjściu na powierzchnię i salsa w Tygmoncie, przenosiny do Shot Baru i o 4 spacer na centralny w poszukiwaniu właściwego nocnego. Mary co chwilę łapała spadającą ze zmęczenia głowę... Po pół godziny dojechałyśmy. Nie mogłyśmy długo spać bo pociąg był ok 13. Zdążyłyśmy tym razem i dobrze wsiadłyśmy jednak spokój był tylko do Częstochowy.
Lubię studentów, sama byłam studentką, Mary studiuje. ALE JESTEŚMY NA POZIOMIE czego nie można powiedzieć o dziewczynach trajkoczących przez 3 godziny o rozcinaniu psów i chorobach łechtaczki tuż przy drzwiach do naszego przedziału z poziomem głośności mówienia rozkręconym na maksa! Uciszanie nic nie dało, tak samo jak założone na uszy słuchawki... Cóż, 3 godziny męczarni i nareszcie WROCŁAW :)
Dojechałyśmy zmęczone i głodne więc szybki obiadek (niemalże instant, przynajmniej puree ziemniaczane) uratował nas od złego nastroju. A potem już tylko słodkie sny....


Nastał poniedziałek i przyszedł czas na podejmowanie życiowych decyzji. Byłam zdecydowana wypowiedzieć umowę o pracę. Przygotowane wypowiedzenie leżało na moim biurku. Chciałam się poradzić mamy i ona wiele mi pomogła, wiele wyjaśniła. Z każdą chwilą w głowie pojawiało mi się coraz więcej powodów by zostać. Tutaj mam spokój serca, mam mieszkanie, mam przyjaciół i mam muzykę. Tam po raz kolejny musiałabym walczyć. Tylko po co? Nie chcę wyjeżdżać. Tu mi jest dobrze :) Odmówiłam więc pracy w Warszawie i podarłam wypowiedzenie.
A co się wydarzy dalej - zobaczymy.

Mam jechać na początku maja na delegację na Słowację, do Bratyslawy. To taki news z ostatniej chwili. ;)