sobota, 25 kwietnia 2015

To takie proste

Jak łatwo jest czasem zapomnieć o tym co jest naprawdę ważne. Codziennie każdy z nas jest atakowany przez tysiące, o ile nie miliardy bodźców zewnętrznych. Następuje rozproszenie uwagi, to takie proste. Czasem zapominam po co poszłam do drugiego pokoju, Ty zapewne też tak czasem masz. W głowie mnóstwo myśli. I tak pomyślałam właśnie, że chciałabym nie zapominać o wytyczonych sobie celach. Chcę się rozwijać. Umysł mam otwarty. Jednak po powrocie z pracy każdego dnia wyzwaniem staje się zmobilizowanie się do jakichkolwiek jeszcze intelektualnych działań. Coraz bardziej cenię sobie sen. Przebudzenie z wypoczętą głową jest bezcennym skarbem.
Jest sobota, większość moich znajomych zapewne szykuje się do wyjścia na miasto. Ja już dziś wiele zrobiłam i marzę o tym by skończyć czytać książkę nie zasypiając w trakcie. Wszystko się zmienia. Jednak stawiam sobie teraz nowy cel - być jutro lepszą od dzisiejszej siebie. To takie proste :)

sobota, 31 stycznia 2015

Adrenalina

Adrenalina.
W dzieciństwie krążyła w moich żyłach niemal nieustannie. Byłam wystraszonym dzieckiem, pogodnym lecz stroniącym od innych. W podstawówce nie dołączyłam do żadnej z grup klasowych, miałam kilka koleżanek lecz żadna nie była moją przyjaciółką. Pamiętam moment gdy jedna osoba próbowała się przebić przez mój mur obronny. Przeraziło mnie to. Wykres emocji mógłby zobrazować to następująco:

Pozytywnie, negatywnie, euforia, strach, wiara i zwątpienie. Nie potrafiłam wtedy nazwać tych wszystkich uczuć. Po prostu je czułam, całą sobą. Wierzyłam podświadomie, że czuwa nade mną ogromna siła i będzie lepiej. W tych ulotnych chwilach szczęścia doceniałam najprostsze rzeczy - zapach świeżo skoszonej trawy, promyk słońca, długie spacery czy rozmowę z nieznajomą osobą. Byłam bardzo ufna, chciałam wierzyć, że każda osoba jest z natury dobra. Zmiany prowadzą ku lepszemu. 
Wchodząc w dorosłe życie liczyłam się z tym, że nie będzie to łatwa droga. Wykorzystywałam każdą okazję, nie bałam się żadnej pracy. Gdy traciłam kolejne etaty (wtedy jeszcze zatrudniano głównie na śmieciowe umowy, ale któż by się tym przejmował) tłumaczyłam to sobie tak - czeka mnie coś lepszego, najwyraźniej muszę pokonać jeszcze wiele przeszkód by dotrzeć do wymarzonego celu. Wymarzony cel - spokój i koniec tych wahań emocjonalnych. Wciąż ta adrenalina.
Raz było lepiej, raz gorzej. Spokoju szukałam zmieniając miejsca zamieszkania, miasta. Szukałam go również w związkach. Najgorzej. Spokój można odnaleźć tylko w sobie. A w mej duszy wciąż ścierały się różne świadome i nieświadome obawy. 
Dziś jestem już prawie dorosła. Moje wewnętrzne dziecko wciąż chce psocić i często się nudzi, ale zrozumiałam dlaczego szukając bezpieczeństwa sama tworzyłam dramaty własnego życia. 
Wszystko jest o wiele prostsze niż mogłoby się wydawać. 
Jeśli wychowujesz się z adrenaliną, znasz zasady, które nie mają racji bytu w normalnym, zdrowym życiu. Czekaj, jakie zasady? U mnie było ich niewiele. Nie prowokować kłótni, brać winę na siebie, kochać bezwarunkowo a po spięciu udawać, że nic się nie stało. Kiedy jest dobrze jest dobrze, gdy się psuje dostosowujesz się do sytuacji. To jest szkoła przetrwania. Czujesz, że coś jest nie tak, ale wszystkie bliskie osoby mówią Ci, że jest dobrze. Przestajesz sobie ufać i już nie wiesz "what is right and what is wrong". I z takim myśleniem wkraczasz w dorosłe życie. A tu niespodzianka - wszystko jest zupełnie inaczej niż w świecie, z którego pochodzisz. To trochę tak, jakby nagle znaleźć się na innej planecie, z której powrotu nie ma. Próbujesz się dopasować, ale Twoja Podświadomość (jednostka wyższa, nad którą nie masz kontroli) na siłę forsuje sytuacje przypominające te z twojego świata. I tak właśnie było u mnie. Wchodziłam w związki z nieodpowiednimi partnerami, żyłam na krawędzi emocjonalnej. Kiedy uczucie bledło wmawiałam sobie, że trzeba ratować sytuację - wychodziłam z inicjatywą, przytrzymywałam partnera / przyjaciółkę / kolegów przy mnie, byłam oparciem, podporą i Bóg wie kim jeszcze a kończyło się jak zawsze - JA, dla siebie i w zgodzie z sobą - przestawałam istnieć i znów cierpiałam. 
Wiem, że i Ty mogłeś/aś tego doświadczyć. Zastanów się chwilę, pomyśl. Dlaczego właśnie z tą osobą jesteś. Czy na pewno jesteś szczęśliwy? Ty! Nie on/ona. Nie mówię tu tylko o związku partnerskim. Tworzymy każdego dnia mnóstwo relacji, żyjąc w społeczeństwie a nie poza nim MUSIMY rozmawiać z ludźmi, a komunikacja jest już początkiem relacji - Ty / Szef, Ty / Nauczyciel, Ty / Przyjaciółka etc. Dlaczego robisz to co robisz? Szukasz przygód czy spokoju?

Myślę o tym teraz, popijając kawę i obserwując kota. Spokojny sobotni poranek. Przeszłam długą drogę i choć nie doszłam jeszcze do jej końca wiem, że odsuwając od siebie jednostki negatywne, szukające adrenaliny w złych miejscach, manipulujących innymi dla własnej satysfakcji, świadomie lub nieświadomie niszcząc czyjeś szczęście, daję sobie samej szansę na osiągnięcie wymarzonego celu. Nie pozwalam innym wciągać mnie w ich konflikty. Jeśli to czytasz i znasz mnie - pomyśl o tym gdy kolejny raz zechcesz wmieszać mnie w swoje problemy. Wysłucham, owszem. Ale ich za Ciebie nie rozwiążę. Nie jestem też ich powodem, nie szukaj na siłę winnych. Adrenalina może być czymś motywującym do działania, potrafisz tak na to wszystko spojrzeć?

Miłego, spokojnego weekendu :)

wtorek, 27 stycznia 2015

Czy też masz takie myśli czasem?

Gdy byłam nastolatką wydawało mi się, że mam jeszcze tyle czasu na myślenie o przyszłości, że nie muszę się o nic martwić. Żyłam z dnia na dzień, bez wahania podejmowałam ryzyko, zakochiwałam się bez opamiętania i robiłam różne zwariowane rzeczy. Myślałam, że rutyna nigdy mnie nie dopadnie, czasem żyłam na krawędzi tylko po to "by żałować rzeczy, które się zrobiło zamiast tych, które chciało się zrobić a zabrakło na nie odwagi". Sweet seventeen. Gdy pewien chłopak, w którego desperacko próbowałam zdobyć napisał mi w smsie "w kobietach cenię to, co kurom się ucina" zupełnie nie wiedziałam o co chodzi. Urocze. Czasem bardzo chciałabym powrócić do tych czasów, wspaniałych czasów pełnych nieświadomości i niewinności. Dlaczego? Bo żyło się wtedy "bardziej". Im jestem starsza tym mocniej pragnę poczucia stabilności i bezpieczeństwa. Codzienność przygniata zobowiązaniami finansowymi, obowiązkami. Czy ty też masz czasem ochotę rzucić to wszystko i wyjechać do ciepłych krajów, otworzyć knajpkę na plaży i podawać drinki pod palemką? 
Ale jak to wszystko rzucić? Usłyszałam wczoraj: spiesz się decydować kim chcesz być, jak chcesz żyć i co chcesz robić - czas nie czeka na nikogo i zanim się obejrzysz będzie już za późno. Ale na co? 
Biję się z myślami, a im dłużej to robię tym mniej wiem. Codzienność i rutyna potrafią zabić każde marzenie. Po 8-12h pracy marzy się jedynie o ciepłym posiłku, dobrym trunku i solidnej dawce snu (tego ostatniego nigdy nie mamy zbyt wiele). Czasem zamiast metra jeżdżę do biura tramwajem lub idę pieszo by zobaczyć kawałek świata. Niesamowite wrażenie gdy jest jasno jeszcze. Dni coraz dłuższe a jednak wstajemy o świcie gdy światła brak, wracamy gdy zbliża się noc i widać pierwsze gwiazdy. Widać - przesadziłam, ostatnio chmury zasłaniają i to. A jednak nie umiem jeszcze stąd wyjechać. 
W zasadzie mogłabym - nie mam rodziny, nie studiuję. Kota można przewieźć. Rzeczy nie mam dużo bo przecież "lepiej więcej być niż mieć". Ale czy o tym marzyłam jako ta siedemnastka? 
Miłość. Hmm. Podobno jeszcze istnieje. Chyba nie na Badoo ani Tinderze bo tam jak się okazuje głównie chodzi o seks. Ten też jest w cenie, jeśli nie jesteś zdesperowaną dwudziestokilkulatką. A gdy chcesz normalnie porozmawiać czy umówić się na drinka to wyzywają się od "Księżniczek". 
I w takim świecie/mieście/czasach przyszło nam żyć. Kobieta po trzydziestce chcąc poznać nowych ludzi poznaje: hipsterów, homoseksualistów, żonatych mężczyzn lub osoby z problemami. To wszystko wsiąka we mnie w cichej formie akceptacji. Czasy się zmieniły i jest jak jest. 
Czy jeśli wyjadę w innym miejscu będzie inaczej? Nie sądzę. 
Więc jestem tu i próbuję na nowo poczuć inspirację. Wsłuchuję w siebie, czytam książki i śpiewam piosenki. Uczę się komu ufać a kogo omijać. Potrafię już wiele. Nie palę za sobą mostów, którymś mogę jeszcze kiedyś przejść przecież. 
Czy też masz takie myśli czasem?

czwartek, 22 stycznia 2015

Ona i On, eterycznie

Autor zdjęcia: Jeffrey Vanhoutte
Spotkałam ich we śnie. Nie planowałam tego. Czy miałeś kiedyś taki sen? Niezwykle realny choć niemożliwy w prawdziwym świecie? Czujesz każdy przedmiot, słyszysz i rozumiesz głosy, przekaz, ciepło, zimno, wiatr czy śnieg. Więc Twój umysł przyswaja wydarzenia jako prawdziwe. Spotkałam dwie natury człowieka w jednym miejscu - dobro i zło. Nie miały postaci anioła i diabła, nic z tych rzeczy. Ona pojawiła się pierwsza - niezwykle intrygująca istota, zaznaczająca swą obecność dziwnym uczuciem w sercach obecnych. Nie był to strach, nazwałabym to czujnością czy przypływem adrenaliny, przebudzeniem. Wzbudzała respekt. Wiedziałam, że nie można stawić jej czoła bez rozsądnych argumentów. Pokonałaby każdego w mgnieniu oka. Zamieniłam z nią dwa słowa. I tak jak apetyt rośnie w miarę jedzenia tak z chwilą akceptacji jej natury rosła we mnie chęć czynienia zła. Nie, nie chciałam krzywdzić ludzi, jednak pozwalałam sobie odczuwać złe emocje - gniew, pogardę, pychę. Byłam silna w swojej złości, ale za każdym razem gdy kogoś raniłam jakaś część mnie ginęła bezpowrotnie. Wokół panował półmrok, niebo przykryte grubą warstwą chmur nie pozwalało przebić się żadnemu promykowi jakże upragnionego słońca. Zaczęłam się tą atmosferą dusić. Podświadomie podjęłam decyzję - nie chcę trwać w tym stanie! Odwróciłam się od Niej i oddaliłam. Mimo rosnącego dystansu wiedziałam, że wciąż jest obecna, podąża za mną, obserwuje. Im dalej byłam tym lżej się czułam. Zobaczyłam nawet mały skrawek błękitnego nieba. I to właśnie wtedy pojawił się On. Nieco pulchny, kręcone włosy, zdecydowanie ludzki. Przemawiał miłym dla ucha, łagodnym głosem. Reprezentował spokój, radość, spełnienie i ulgę. Ją właśnie odczułam gdy otulił mnie swymi ramionami. Spojrzałam w górę - niebo tak błękitne, że aż nierealne, a na nim białe chmurki, tzw. "baranki" i czarne burzowe w tym samym kształcie. Rozwiewał je wiatr, jednak były wciąż nierozłączne, jak dwie karty - para, Król i Królowa. On mi to wytłumaczył - nasz świat zawsze będzie połączeniem dobra i zła, są nierozłączne. W każdym człowieku te dwie natury równoważą się po to, by możliwy był rozwój jednostki. Nie można się bać samego siebie, potępiać za negatywne myśli. Jedynym słusznym rozwiązaniem jest zaufanie sobie i słuchanie głosu rozsądku, serca, intuicji. Taka jest kolej rzeczy. Dokonywanie świadomych wyborów jest kluczem do szczęścia.
Autor zdjęcia: Jeffrey Vanhoutte

Obudziłam się. Ale wciąż pamiętam te słowa. I wiesz co? Wierzę.