wtorek, 16 listopada 2010

Poznańska Orkiestra Rozrywkowa - Pod Pretekstem 15.11.2010

To jakże niezwykłe wydarzenie odbyło się w uroczym miejscu - w poznańskiej restauracji Pod Pretekstem. Uroczym w dzień powszedni, gdy nie trzeba przeciskać się między stolikami a klienci mogą swobodnie wybierać stoliki. Niestety pierwszą negatywną stroną imprezy okazała się organizacja. Być może nie zwróciłabym na to uwagi gdyby wstęp był wolny. Jednak by uczestniczyć w wydarzeniu postronny słuchacz musiał zainwestować 45 PLN. W zamian (oprócz wspaniałych dźwięków, o których przeczytacie poniżej) otrzymywał zaszczytne miejsce przy stoliku wraz z innymi, stłoczonymi niemalże ramię w ramię, postronnymi klientami restauracji.
Gdy udało się już zająć miejsce i sprawy zamówień trunków zostały uregulowane można było swobodnie rozkoszować się wydarzeniami scenicznymi.
Gdy z zaplecza zaczęli wyłaniać się członkowie Poznańskiej Orkiestry Rozrywkowej zaczęłam zastanawiać się jak pomieszczą się na scenie. Jakimś cudem, ku uciesze widowni, udało się. Usłyszeliśmy pierwsze dźwięki. Z całą odpowiedzialnością za te słowa stwierdzam, że brakuje nam na co dzień tak zdolnej, pokornej, otwartej i profesjonalnej młodzieży. Ci młodzi ludzie pokazali, że ciężką pracą można osiągnąć bardzo wiele. Było równo, czysto i energicznie. Żarliwe solówki saksofonów przetkane cudownym pochodem basu (jakże optymistycznym i konsekwentnym), urozmaicane rytmicznymi poklaskami instrumentów perkusyjnych roztaczały nad nami muzyczne niebo. Na szczególną uwagę zasługuje Pan obsługujący tzw. przeszkadzajki - jego uradowana twarz i ekspresja pobudzała do ruchu zarówno pozostałych muzyków jak i publiczność. Niestety nie znam zespołu osobiście dlatego pozwólcie, że nie wymienię nazwisk.
Do koncertu zaproszono gościnnie 4 wokalistów - Hanię Stach, Kasię Rościńską, Agatę Królikowską i Sławka Uniatowskiego. Artyści występowali jeden po drugim z własnymi programami zaproponowanymi wcześniej orkiestrze. Myślę, że nie tnie jestem jedyną osobą, która za faworytkę tego wieczoru uważa Kasię. Być może na piorunujące wrażenie jej koncertu miał wpływ mało udany popis pierwszej wokalistki. Agata była wyraźnie zestresowana. Unikała spojrzeń w stronę publiczności, bardzo szybko uciekła ze sceny. Nie napiszę, że jej występ był zły. Nie był też "jakiś". Niestety. Trudno się więc dziwić, że gdy pojawiła się Kasia wraz ze swoją ekspresją, chochlikiem w oczach i pazurem w głosie ostatnie zatwardziałe serca skruszały niczym lód na ogniu. Kasia pokazała klasę i ogromny profesjonalizm. Utwory przez nią wybrane zmuszały do ruchu - i nie mam na myśli wolnego bujania z prawej strony na lewą (taką reakcję publiczności zauważyłam podczas występu Sławka). Wierzę, że powstająca płyta tej wokalistki rozejdzie się w niepoliczalnym nakładzie a ona sama będzie znana i doceniana zarówno w naszym kraju jak i poza jego granicami. K8 jest już na to gotowa.
Sławek swoim pięknie nisko brzmiącym głosem wyciszył nieco atmosferę. Czasem myślę, że jego występy powinno się kontemplować w samotności, nawet jeśli wokół nas jest bardzo wiele osób. Troszkę nostalgicznie, na pewno ciepło i przyjemnie. Niestety - przewidywalnie. Kasia pokazała się z innej niż zazwyczaj strony podczas gdy Sławek, przycupnięty na krzesełku rozwiesił nić romantycznych dźwięków, zaczarował uśmiechem. Taki jest na scenie, to nie zaskakuje. Ale może wcale nie o to chodzi by zaskakiwać? To co przyciąga do tego wokalisty to przede wszystkim charyzma. Mógłby z powodzeniem uczyć innych adeptów wokalu sztuki interpretacji. Występ bardzo udany. Jednak uważam, że powinien zaprezentować swój program przed Rościńską. Dzięki temu zabiegowi koncert nabrałby zdrowego tempa i miała by miejsce piękna gradacja napięcia. Broń Boże nie szukam dziury w całym. Aż prosi się by talent i potencjał Sławka nie poszły na marne, by ktoś w końcu zainwestował w niego swój czas i kapitał wspierając w ten sposób jego własny nakład sił. Pamiętajmy, że czasem talent nie wystarczy. Oby o Sławku usłyszało jeszcze wiele dusz.
Hania - cóż, jak to Hania. Kto słyszał ją w Idolu ten wie, czego się spodziewać. Tu już w ogóle nie było mowy o zaskoczeniu. Te same utwory, które śpiewa od 10 lat. Głos piękny, szybkie przebiegi dźwięków, pełen profesjonalizm i uroczy uśmiech. Tyle.
Nie zapominajmy, że z wokalistami cały czas występowała orkiestra. Uzupełnieniem męskiego składu były dwie Panie - Justynka i Julia. Naprawdę ładnie dziewczyny śpiewały, podziwiam szczególnie za trzymanie poprawnej tonacji podczas gdy tuż za nimi były ryczące dęciaki! Nie wiem, czy lepsza perkusja nad uchem czy właśnie instrumenty dente - każdy wokalista wie jednak, że nie ułatwia to pracy na scenie ;) Pragnę nadmienić, że miejsca na scenie nie było wcale a wcale, możliwości były niewielkie. Postawa muzyków tym bardziej jest godna pochwały!
Oczywiście cały koncert był wspaniały i publiczność doczekała się wyśmienitego bisu - Kasia zaśpiewała piosenkę Crazy in Love z repertuaru Beyonce Knowles. I to była wisienka na torcie.

Kto nie był - niech żałuje. Takiego koncertu nie da się powtórzyć!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Pochód basu... Ba! Pikieta! ;)