niedziela, 10 lutego 2008

Wędrowanie...

Kiedy byłam mała uwielbiałam piesze wycieczki w różne miejsca. Gdy miałam może ze 3 latka pojechaliśmy z rodzicami do Turawy. Ja zostałam z mamą przy jeziorku a tata z moim bratem poszedł po jakieś jedzenie do baru kawałek obok. Zachciało mi się koniecznie do taty więc wyprosiłam mamę by móc do niego pójść (tak samodzielnie). Mama oceniła odległość i stwierdziła, że nic mi się nie może stać. Poszłam więc... Szukali mnie 3 godziny a ja się zgubiłam...

I tak po latach jako nastolatka zamiast po szkole do domu wrócić jak wszystkie dzieci ja się szwędałam po różnych częściach miasta wystawiając nerwy ukochanych na wiele prób wytrzymałości.

We Wrocławiu często myślałam o możliwości spacerowania i na początku, jeszcze na poprzednim mieszkaniu, wybierałam się codziennie na piechotkę do pracy. Ale to tylko 30 minut w jedną stronę więc iskra odkrywcy i podróżnika nie miała możliwości przerodzić się w prawdziwy płomień. Aż do czasu, gdy nieopodal obecnego miejsca mojego zamieszkania wynalazłam rzeczkę Ślężę :) To jest jak balsam dla mojej duszy, szczególnie teraz, gdy promienie słońca pozwalają dostrzec więcej cudów niż zwykle.

Wolna Encyklopedia Wikipedia podaje następujące wiadomości:

"Ślęza, niem Lohe - rzeka płynąca przez Dolny Śląsk, lewobrzeżny dopływ Odry. Wypływa ze Wzgórz Niemczańskich i płynąc obok góry Ślęży po 78,6 km wpada do Odry (261,6 km) na terenie Wrocławia. Powierzchnia zlewni: 971,7 km², w tym 8,47 km² na terenie Wrocławia. Miejscowości położone nad Ślęzą: Wrocław, Niemcza, Tyniec nad Ślęzą, Jordanów Śląski. Od jej nazwy (o etymologii wspólnej ze Ślężą) wywodzi się nazwę żyjącego na pobliskich terenach plemienia Ślężan oraz całego regionu Śląska.

W bulli papieża Hadriana IV z 1155 roku rzeka ta widnieje pod nazwą Selenza. "


I pomyśleć, że mam taki cud obok domu ;)


Wczoraj właśnie wybrałam się na wycieczkę. Po prostu szłam, jak zawsze. Bardzo mnie to wycisza, pozwala pozbierać myśli i odpocząć po ciężkich chwilach spędzonych na pracy z klientem przez telefon. Długo szłam aż... doszłam! Oto co ujrzały moje oczy:




Miałam dzień na przemyślenia. Ci ludzie walczyli o niepodległość i poświęcili zycie za coś, co dla nas jest codziennością.. Może warto żyć tak, jakby ten dzień miał być ostatnim? Cieszyć się każdą chwilką, nawet tą najmniejszą... Mamy siebie, teraz i tu :) Wykorzystajmy to!


Z głową pełną takich właśnie myśli jeszcze raz zerknęłam na miasto z wysokości Grobu.


I ruszyłam w drogę powrotną.
W dłoni ściskałam świeżą jemiołę - w końcu Walentynki za parę dni i trzeba jakoś przystroić mieszkanie! :)


A już niedługo nowe wędrowanie...

Brak komentarzy: