wtorek, 8 kwietnia 2008

Szaleństwa małe i WIELKIE





Na ostatni weekend planowałyśmy z Mary mały wypad na malutkie szaleństwo do Warszawy. To prawda, nieczęsto wychodzimy ostatnimi czasy gdziekolwiek we Wrocławiu i jest to jeden z powodów, dla których zaplanowałyśmy tą eskapadę. W piątkowy wieczór nie myślałam nawet, że czeka mnie tyle wrażeń. Nie raz już byłam w Wwie i ten wyjazd miał mi podpowiedzieć, czy chciałabym tam wrócić. Zastanawiałam się ostatnio, czy po latach nie powrócić do starej stolicy, za pracą. A że z odległości myśli się inaczej to najlepszym sposobem jest wyjazd do miejsca przeznaczenia.
NA dworcu byłyśmy jakąś godzinę przed czasem (pociąg 00.05) i spokojnie zajadałyśmy rewelacyjny zestaw McDonalds (i frytki do tego) i piętnaście minut przed odjazdem ruszyłyśmy na peron. Po prawej stronie stał już pociąg jadący do Gdyni a nasz miał być podstawiony po przeciwnej stronie. Po chwili zapowiedziano nasz środek transportu. Skład był niesamowicie długi więc ruszyłyśmy w kierunku czoła pociągu w poszukiwaniu wolnych miejsc. Mary zauważyła parę staruszków i ten przedział wybrałyśmy. No Państwo byli specyficzni... W przedziale było dla Pana za zimno (temperatura pokojowa powietrza) a Pani krzyczała na Pana, że ma uważać jak stawia nogi bo ją zaraz przecież pokopie! (śliczne kapcie na stopach - Jacyków byłby dumny).
Siedziałam już spokojnie szykując się do snu (buty zdjęte, słuchawki na uszach) a pociąg ruszył powolutku w stronę przeciwną niż nasza, po czym wrócił na pierwotne miejsce. Mary na chwilę wyszła z przedziału i po jakichś 3 minutach usłyszałam: "Asia, szybko, chodź! To nie nasz pociąg!". Zerwałam się, nie wiem jak włożyłam buty i pobiegłam za znikającą już Mary, która zdążyła mi jeszcze krzyknąć, że to jest pociąg do Gdyni! Szanowni Państwo z przedziału pożegnali się słowami: "No tak, no przecież do Gdyni..."
Okazało się, że część pociągu była odczepiana jako osobny skład do Wwy a my siedząc na początku zostałyśmy w części do Gdyni... (no coments needed)
Dalsza część podróży minęła spokojnie, przynajmniej dla mnie gdyż do Mary pewien Pan nie umiał zachować dystansu (o czym dowiedziałam się dopiero rano). Wysiadłyśmy na centralnym przed 7 rano a na dworcu czekał już na nas kochany Bastek. Dzięki niemu bez problemu dostałyśmy się na Ursynów, gdzie z Belą, Bastkiem właśnie i Lando miałyśmy świętować wolny weekend :)
Podróż trzeba było odespać więc wstaliśmy przed 12... Przebudziłam się i zobaczyłam anielską twarz Beli, która szykowała już kawusię.. Ach, co ja bym bez tych moich przyjaciół zrobiła.. Bastek za to sporządził przepyszną jajecznicę co dało nam siły na cały dzień.
Następnym punktem programu był spacer Nowym Światem i starówką. W okolicach Foksalu Mary wypatrzyła pana Wesołowskiego z "Na Wspólnej". Niewzruszone poszłyśmy dalej. Spodobała nam się boczna uliczka starówki i nie omieszkałyśmy pocykać tam kilku zdjęć :)


















Chciałam odwiedzić moją koleżankę z radia, Dorotkę, zaszłyśmy więc na Nowe Miasto. Poznałam tam Elizę, która jak się okazało poszukuje pracowników do wytwórni płytowej. Otrzymałam propozycję pracy i stanęłam przed realną możliwością powrotu do Warszawy. Nie spodziewałam się tego i naprawdę podniosło to mój poziom adrenaliny. Podejmowanie decyzji pozostawiłam sobie jednak na czas po weekendzie gdyż ze starówki musiałyśmy szybko dostać się w okolice Pl. Trzech Krzyży, gdzie w Studio Buffo o 16.00 miał się odbyć pokaz musicalu Metro.



Nigdy nie widziałam nawet nagrania z tego musicalu (aż wstyd się przyznać, ale to prawda). Bilety kupiłyśmy wcześniej więc teraz po prostu weszłyśmy i kontemplowałyśmy stare, trzaskające krzesełka.. W Buffo grają moi starzy znajomi ze Studia Piosenki - Ela i Rafał. Zastanawiałam się, czy teraz też ich uda się zobaczyć. Nie zawiodłam się. Rafi grał główną rolę a Ela niemal cały czas była na scenie. Całość zrobiła na mnie ogromne wrażenie - zarówno wokalnie jak i tanecznie. WSZYSTKIM polecam ten musical!



Emocje były wielkie również po wyjściu z teatru. Przechodząc obok hotelu Sheraton minęłyśmy... Kubę Wojewódzkiego. To już druga znana osoba zobaczona w ten dzień ;) Ale to nie koniec. Parę kroków dalej na pasach minęłyśmy się właśnie z Jacykowem! Hmm, tak spojrzał na buty Mary, że pewnie trochę czasu spędził na oburzaniu się... ;)
Dalsza część dnia upłynęła dość szybko - powrót na Ursynów metrem (z Metra do metra by podtrzymać nastrój), krótki przystanek w monopolowym. Bela czekała już z obiadkiem i po takim daniu pić można było dowolne ilości alkoholu bez obaw ;) Dojechała do nas Martusia i Becia Guzik. Dwie buteleczki zniknęły przy swobodnych rozmowach i nie tracąc ani chwili ruszyłyśmy na miasto. Śpiewy w metrze i po wyjściu na powierzchnię i salsa w Tygmoncie, przenosiny do Shot Baru i o 4 spacer na centralny w poszukiwaniu właściwego nocnego. Mary co chwilę łapała spadającą ze zmęczenia głowę... Po pół godziny dojechałyśmy. Nie mogłyśmy długo spać bo pociąg był ok 13. Zdążyłyśmy tym razem i dobrze wsiadłyśmy jednak spokój był tylko do Częstochowy.
Lubię studentów, sama byłam studentką, Mary studiuje. ALE JESTEŚMY NA POZIOMIE czego nie można powiedzieć o dziewczynach trajkoczących przez 3 godziny o rozcinaniu psów i chorobach łechtaczki tuż przy drzwiach do naszego przedziału z poziomem głośności mówienia rozkręconym na maksa! Uciszanie nic nie dało, tak samo jak założone na uszy słuchawki... Cóż, 3 godziny męczarni i nareszcie WROCŁAW :)
Dojechałyśmy zmęczone i głodne więc szybki obiadek (niemalże instant, przynajmniej puree ziemniaczane) uratował nas od złego nastroju. A potem już tylko słodkie sny....


Nastał poniedziałek i przyszedł czas na podejmowanie życiowych decyzji. Byłam zdecydowana wypowiedzieć umowę o pracę. Przygotowane wypowiedzenie leżało na moim biurku. Chciałam się poradzić mamy i ona wiele mi pomogła, wiele wyjaśniła. Z każdą chwilą w głowie pojawiało mi się coraz więcej powodów by zostać. Tutaj mam spokój serca, mam mieszkanie, mam przyjaciół i mam muzykę. Tam po raz kolejny musiałabym walczyć. Tylko po co? Nie chcę wyjeżdżać. Tu mi jest dobrze :) Odmówiłam więc pracy w Warszawie i podarłam wypowiedzenie.
A co się wydarzy dalej - zobaczymy.

Mam jechać na początku maja na delegację na Słowację, do Bratyslawy. To taki news z ostatniej chwili. ;)



Brak komentarzy: